Na Zachodzie bez zmian (2022)
Europa na początku XX wieku popełniła spektakularne samobójstwo, stanowiące doskonałe potwierdzenie tak tezy, iż na wojnie nie ma zwycięzców, jak i maksymy, że przed duma kroczy przed upadkiem. Europejskie mocarstwa dzierżyły niewzruszony – zdawałoby się – prymat nad resztą świata, lecz ich brak hamulców w zaspokajaniu wciąż rosnącego apetytu uświadomił ludom tkwiącym w pełnym marazmu ucisku, że wszyscy krwawią tak samo. I właśnie o owej tak dumie, jak i krwawieniu jest to dzieło.
W epoce filmów o superbohaterach, którzy nawet jeśli giną, to w pełnych patosu i epickości rozbłyskach, właściwą formą prezentacji prawdziwej wojny jest naturalistyczny realizm, którego w filmie Edwarda Berger
a nie brakuje. Niemiecki reżyser jednak dość śmiało adaptując powieść Remarque’a bynajmniej nie zatraca się w brutalizmie, lecz zgodnie z duchem oryginału prezentuje łatwość, z jaką ludzka delikatność, subtelność i bogactwo wewnętrzne przeobraża się w płonące mięso, prostotę, z jaką płoną bułhakowskie nigdy nienapisane rękopisy.
Ale to jednak nieprawda, że wszyscy krwawią tak samo – i o tym również jest ta opowieść. Scena ostatniego, kompletnie bezsensownego i pozbawionego celu szturmu jest tu przewidywalna na wskroś, co jednak w żadnym stopniu nie zmniejsza jej siły. Odwieczny dysonans między wydawaniem rozkazów a ich realizacją nie znajduje tutaj ujścia, a co gorsza historia zbyt często opowiada się po stronie tych pierwszych.
„Na Zachodzie bez zmian” to film, który – pomimo nieco kontrowersyjnej formy, chociażby w zakresie muzycznym – powinien być puszczany w szkołach, a w mej ocenie nie byłoby źle, gdyby na stałe zawitał on w ramówkach telewizyjnych chociażby dnia 11 listopada, obok materiałów traktujących o Legionach. Nie łudzę się, że byłby on również wyświetlany na Kremlu, może jednak tamtejszy gospodarz przeczytał sobie nieco wnikliwiej „Wojnę i pokój” Tołstoja lub „Życie i los” Grossmana?
Autor: Klemens
W epoce filmów o superbohaterach, którzy nawet jeśli giną, to w pełnych patosu i epickości rozbłyskach, właściwą formą prezentacji prawdziwej wojny jest naturalistyczny realizm, którego w filmie Edwarda Berger
Ale to jednak nieprawda, że wszyscy krwawią tak samo – i o tym również jest ta opowieść. Scena ostatniego, kompletnie bezsensownego i pozbawionego celu szturmu jest tu przewidywalna na wskroś, co jednak w żadnym stopniu nie zmniejsza jej siły. Odwieczny dysonans między wydawaniem rozkazów a ich realizacją nie znajduje tutaj ujścia, a co gorsza historia zbyt często opowiada się po stronie tych pierwszych.
„Na Zachodzie bez zmian” to film, który – pomimo nieco kontrowersyjnej formy, chociażby w zakresie muzycznym – powinien być puszczany w szkołach, a w mej ocenie nie byłoby źle, gdyby na stałe zawitał on w ramówkach telewizyjnych chociażby dnia 11 listopada, obok materiałów traktujących o Legionach. Nie łudzę się, że byłby on również wyświetlany na Kremlu, może jednak tamtejszy gospodarz przeczytał sobie nieco wnikliwiej „Wojnę i pokój” Tołstoja lub „Życie i los” Grossmana?
Autor: Klemens